— Dziękuję wam! zawołał Fursch i wymknął się na wolność.
Niedomyślny officyalista znowu zamknął za nim drzwi najspokojniéj.
Fursch wesoło się rozśmiał — stał na placu la Requête w pobliżu w części już ustawionego dlań rusztowania.
Gęsty, drobny, ze śniegiem połączony deszcz ciągle jeszcze padał, tak że zaledwie na dziesięć kroków można było coś dojrzeć.
Więzień z la Roquête odetchnął.
Uszedł śmierci, kiedy już dla niego wznoszono rusztowanie.
Skoro mu się ucieczka udała tak szczęśliwie, kusiło go aby sam do tego rękę przyłożył — miał dosyć czasu do umknięcia daléj, nim powstanie trwoga. I czyż nie miał na sobie liberyi czeladnika śmierci? Panująca ciemność sprzyjała jego figlowi, który go uczynił jeszcze znakomitszym i bardziéj osławionym, aniżeli sama ucieczka, w któréj możliwość nikt nie wierzył.
Przystąpił bliżéj. Podstawa gilotyny już była ustawiona. Posługacze obciągali ją właśnie czarném suknem, które do jutra rana miało dobrze przemoknąć; przy téj sposobności choć raz zostało wymyte. Bo też było tego potrzeba.
Kat i kilku jego pomocników, oraz woźnica, który przywiózł rekwizyta, również byli zajęci przeniesieniem ciężkich drewnianych ram z wozu na rusztowanie.
Fursch stał z boku i bawił się — musiał przypatrywać się rzeczy, do któréj w innym przypadku nazajutrz nie byłby się tak uśmiechał.
Wtóm dostrzegł na stopniach rusztowania leżący spory kawałek kredy, którego zapewne jeden z pomocników, przy ustawianiu rusztowania, używał do znaczenia desek.
Fursch powziął dobrą myśl. Podniósł kredę i czekła aż towarzystwo katowskie będzie mocno zajęte w górze
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1065
Ta strona została przepisana.