Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1069

Ta strona została przepisana.

A tak gorącemi zalana łzami, lekko ucałowawszy policzki śpiącego dziecięcia późno dopiero w nocy zasypiała sama na miękkiéj, jedwabnéj pościeli.
Ona, która w zimowym lesie odepchnięta i bez pomocy upadała — która w chatce leśnika kładła głowę na łożu z liści usłaném, ustępując dziecku miększego miejsca — która w klasztorze spoczywała na cuchnącéj słomie, teraz leżała na obszytych koronkami puchowych poduszkach w domu księcia, który był jéj ojcem.
A daléj zasypiało owo delikatne dziecię, które musiała oddać do domu podrzutków — była to już zachwycająca, niewinna dziewczynka — któréj widok wywoływał uśmiech rozkoszy na usta młodéj matki.
Jak promień księżyca po parku, tak i po twarzy jéj przebiegł uśmiech — ale był to uśmiech bolesny.
Małgorzata przypomniała sobie drugie dziecię, na wieki dla niéj stracone — które na wieki pozostawiło czczość w jéj sercu.
Lecz gorąco dziękowała Niebu za to, że jéj udzieliło przynajmniéj tyle łaski, i że Eberhard, który prawie zawsze miał przy sobie małego, kochanego Janka, z rozkoszą patrzał na rozkwitającą Małgorzatę i jéj dziecię, które już z Jankiem zawarło szczere związki przyjaźni.
Blask szczęści; — rozszerzał się coraz bardziéj. Eberhard rozgrzewał się nim i coraz gorliwiéj pracował dla dobra ludzkości.
Nie przeczuwał, że go czeka nowe, ciężkie cierpienie.
Ale Marcin i Sandok byli to wierni słudzy, pełni niepokonaéj nieufności. Czuwali nad pałacem przy ulicy Rivoli tak starannie i dobrze, że Fursch słowa swojego dotrzymać nic mógł.
— Co się odwlecze to nie uciecze! mówił do Schlewego, prosząc o dalszą zwłokę.
Zima zbliżała się ku końcowi — w Paryżu i okolicy od dawna nie było ani śladu śniegu.
W parku księcia pracowali już ogrodnicy, chociaż