Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1074

Ta strona została przepisana.

którego wszyscy kochali, bo dla każdego był uprzejmy i życzliwy, stał obok powozu.
Kosztowne konie ubrane były w bogate, ale nie z przepychem srebrem wykładane szory — a zdawało się, że lekki powóz ciągniony przez dwa rumaki uleci na prawdę.
Eberhard i Janek wyszli z werandy i wsiedli — służący umieścił się na koźle.
Małgorzata i Józefina wionęły chustkami — Marcin trzymał w ręku swoją marynarską czapkę.
Myśliwski powóz ruszył przez ulicę, i w kilka sekund znikł z przed oczu patrzących.
Marcin odszedł dla objęcia obowiązków nadzorcy domu, a Małgorzata i Józefina przechadzały się po aleach parku.
Każdy mógł poznać, że to była matka i córka.
Mała, prawie czternastoletnia dziewczynka, któréj jasne włosy ozdobnie lecz naturalnie spadały na ramiona, pięknie wzrastała i rozwijała się. Była i wysmukła i pięknie zbudowana, a skromna w każdym ruchu, jak matka, która często z badawczą troskliwością i miłością na nią spoglądała.
Małgorzata teraz jeszcze w całéj swojéj postaci przedstawiała obraz pokutującéj Magdaleny. Teraz jeszcze miała blade policzki i bolesny wyraz na delikatnie wykrojonéj twarzy. Mocno błękitne oczy i ocieniające je powieki zamyślona często spuszczała w ziemię — jasny włos w prostych, silnych splotach okrywał jéj skronie.
Czarna suknia, aż po szyję zamknięta, w fałdach spadała na jéj piękne ciało — nie znalazłeś ani jednéj ozdoby na córce najbogatszego księcia — ani jeden błyszczący pierścień nie jaśniał na jéj białych, delikatnych palcach — wiodąc Józefinę za rękę, jak żałobna dama szła po tchnących już blizką wiosną ulicach parku.
Księżniczka de Moute-Vero miała srodze ciążącą na niéj przeszłość.