owszem nawet podała jéj rękę i pozwoliła jechać obok siebie na polowaniu.
Cesarzowa tak pięknie wyglądała, że Małgorzata ciągle ją podziwiać musiała.
Lecz nagle ukazał się obok niéj ów obrzydły nieprzyjaciel jéj życia, ów szambelan księcia Waldemara! A więc i tutaj ten nędznik wchodził jéj w drogę?
Małgorzata zbladła; — sądziła, że padnie — obejrzała się szukając obrony, bo ten niegodziwiec groźnie spojrzał na nią siwém okiem.
Wkrótce pozostała z nim sama...
Chciała uciekać — on ścigał ją — dręczona śmiertelną trwogą wybiegła na dwór — na dół po schodach.
On biegł za nią — słyszała na schodach jego kulejące kroki.
Nakoniec dostała się na otwarte miejsce — von Schlewe stał tuż za nią — podbiegła pod najbliższe drzewo, i tu dopiero zaczęła się obrzydła w koło niego gonitwa.
Już Małgorzata dech traciła — już czuła, że jéj nogi usług odmawiają — chciała krzyczeć, wołać o pomoc, ale gardło miała jakby zasznurowane.
Prześladowca już prawie dotykał jéj odzieży.
Wtém padł strzał — wyraźny — od którego zadrżała — baron w głos się roześmiał.
Małgorzata wstrząsła się i obudziła.
Cała była potem zlana — na czole jéj i poduszkach perliły się krople.
Tak żywo marzyła, że huk strzału jeszcze się w jéj uchu rozlegał, więc zerwała się i trwożliwie po pokoju rozglądała.
Prócz śpiącéj Józefiny nie było tam nikogo — w przyległym przedpokoju spały służące — chciała poruszyć dzwonek stojący przy łóżku na marmurowym stoliku — lecz pokonała zatrważające wrażenie snu i nie chciała bezpotrzebnie przestraszać kobiet.
Marcin znalazłszy wszystko w porządku w parku
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1083
Ta strona została przepisana.