ubieraniem werandy w splecione wieńce i girlandy, oraz przemianą bramy wjazdowéj w strojną kwiatami świetną bramę tryumfalną.
Każdy z radością przykładał ku temu pomocniczą rękę. Zdawało się, że przyjaciele zdobią dom przyjaciela.
Gdy noc nadeszła, promieniał on wkrótce kwiatową okazałością, a Marcin z wewnętrzną rozkoszą przypatrywał się swojemu dziełu. Rozkosz ta odbijała się na jego ogorzałéj twarzy — uprzytomniał sobie radość dnia następnego.
Małgorzata i Józefina czuwały jeszcze w swojéj sypialni — radość i oczekiwanie gardziły snem — siedziały razem jak dwie siostry pełne błogich uczuć i nadziei.
Noc od dawna zapadła, a Marcin zamierzał ze szczególnemi uczuciami wejść do pokoju staréj Urszuli, w którym spotkała go tak wielka radość, wtém na ulicy rozległ się nagle odgłos kopyt pędzącego konia.
Marcin słuchał pilnie i wrócił do werandy.
Małgorzata i Józefina pośpieszyły do okna.
— Co to znaczy? pomruknął sternik „Germanii“ — to nie może być pan Eberhard — to jakiś jeździec — może Sandok?
Jeszcze rozmyślał Marcin i nakoniec osądził, że to jakiś nieznajomy goniec przejeżdżający tylko przez ulicę.
Wtém nagle pięknie zbudowany koń stanął tuż przy wjeździe kratowym.
— To jednak do nasi pomruknął Marcin i zbiegł ze schodów, a potém na dwór.
— Kto to przybywa? prawie jednocześnie zawołały pełne oczekiwania Józefina i Małgorzata.
— Zaraz obaczę, nieco z wahaniem przeciw zwyczajowi odpowiedział poczciwy Marcin i doszedł do kraty.
— Hej! zawołał głos młodzieńczy — to jest jeźdźca — czy to jest pałac księcia de Monte Vero?
— Do usług, szlachetny panie! odpowiedział Marcin,
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1101
Ta strona została przepisana.