Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1113

Ta strona została przepisana.

zupełnie jeszcze bezlistnym lesie — psy niecierpliwie szczekały, a konie rżały.
Liczba służby i łowców przeszło dwa razy przewyższała liczbę gości i postępowała za nimi w niewielkiéj odległości.
Margrabia de Montricoux jechał obok lorda Motherwella, książę de Monte-Vero obok don Olozagi, potém kilku marszałków, którzy zaledwie powstrzymać zdołali odważne zwierzęta, książę Metternich z zajęciem rozmawiał z hrabią Goltzem, a don Ramiro bawił się Jankiem, który na swoim islandczyku wyprawiał harce i kosztownego konika małéj rasy ostrogami podniecał do najkomiczniejszych podskoków.
Eberhard widział to i uśmiechał się — don Olozaga wyznał księciu, że ten odważny chłopczyk niezmiernie mu się podoba — cesarz także pozdrowił z daleka młodego strzelca i bawił się wychowańcem księcia de Monte-Vero.
Wreszcie wszyscy wyjechali z parku i dostali się do lasu St.-Cloud.
W pobliżu zamku, w rozległości jaką polowanie zająć miało, rozstawili się strzelcy — daléj na paśmie pagórków, z chatkami węglarzy, było miejsce wolne. Polowanie nie miało się tym razem rozciągać aż do leśnéj kaplicy, leżącéj romantycznie niedaleko od wąwozów i pagórków i w lecie prawie corocznie przez cesarzową zwiedzanéj. W jednym z następujących rozdziałów będziemy mieli sposobność także zwiedzić tę kaplicę.
Polowanie odbywało się z boku kaplicy i węglarskich chatek.
Wkrótce hukły strzały, a dostojni myśliwi zapalali się coraz bardziéj.
Wtém leśnicy przygotowali dla cesarza szczególniejszą przyjemność — pokazał się był dzik i napędzono go, rozumie się bardzo uważnie i ostrożnie, na drogę, którą cesarz przejeżdżał.