Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1115

Ta strona została przepisana.

Nie pojechał więc za młodym hrabią de Teba, chociaż bardzo go polubił, lecz skrycie, aby sam położył, rączego kozła, rzucił się za nim, a ten skoro spostrzegł małego strzelca, śpiesznie zawrócił w krzaki.
To szybkie oddalenie się jeszcze bardziéj rozdrażniło nie tak łatwo zniechęcającego się Janka.
— Czekaj koźle, wołał, przekonawszy się, że nikt za nim nie zdąża, że nikt nie widział zwierzęcia, które wziął na oko: byłby wstyd, gdybyś ty miał przedemną umknąć!
I mały Janek, odważny strzelec, dał ostrogę swojemu islandczykowi, tak że się ten wspiął i skoczył potém po wązkiéj leśnéj ścieżce, która go coraz bardziéj od myśliwskiego towarzystwa oddalała.
Mogło to być około południa, słońce zapowiadającemu już wiosnę promieniami oświetlało nie zaliściony jeszcze las — tylko tu w téj jego części, w którą się teraz Janek zapędził, promienie oszczędniej się przebijały, bo po większéj części las składał się ze starych, gałęzistych i zawsze zielonych sosen i jodeł.
Jak dalekie echo, oz wały się tam odgłosy rogów cesarskiego orszaku.
Janek ich nie słyszał — od dawna już przebył przestrzeń dla polowania wytkniętą, którą dojeżdżacze opuścili wracając do orszaku. Wtém wdali ujrzał znikającego kozła, którego ciągle dotąd pomiędzy drzewami dostrzegał.
— Oho, zawołał zapalony Janek, co to znaczy? ty mi nie ujdziesz! To byłaby prawdziwa hańba, i nie mógłbym się pokazać na oczy wujowi Eberhardowi, gdyby cię moja strzelba nie dostała!
Pędził więc między drzewami, zręcznie prowadząc posłusznego mu islandczyka, ku miejscu, w którém znikł kozieł.
Chciał dla ratunku skryć się w wąwozie, po za którym rozciągały się pagórki.