i pociągnął go całą siłą z czerwono zafarbowanego miejsca lasu.
— Skryjmy się do kaplicy, mówił; ztamtąd wszystko widzieć możemy, co się dziać będzie!
— Nadchodzą — idą za głosem, odpowiedział Fursch, i cofnął się ulegając naciskowi Edwarda. Ha, gdyby nas znaleźli, toby była radość, toby był połów! Ale Fursch was się nie boi! Jedyny, któregobym się obawiał, na ten widok nie będzie zdolny myśleć o mnie! Sądzę, że odejdzie go ochota rozpoczęcia zemną nieprzyjacielskich kroków! To było za żeglugę w orzechowéj łupinie na morzu, za śmiertelną trwogę, za galery! wołał zgrzytając zębami.
Rudy Dzik gwałtownie pociągnął go w tył.
— Mogą cię usłyszeć, zawołał stłumionym głosem; już są bardzo blizko!
— Niech słyszą! wrzeszczał Fursch jak szalony — widział krew — a to czyniło go coraz wścieklejszym.
Rzeczywiście słychać już było w rozmaitych miejscach wyraźne wołania i głosy szukających — a także i szelest nadjeżdżających krzakami jeźdźców.
Fursch i jego towarzysz cofnęli się do leśnéj kaplicy, z dala wyglądającéj z pomiędzy drzew.
Gdy znikli, Eberhard i don Ramiro wypadli z gęstwiny.
Po wszystkich stronach ozwały się sygnały rogów — echo ich było nieco narzekające, melancholiczne.
Wtém don Ramiro najprzód zobaczył strzelbę małego Janka, a potém i jego samego na zwiędłych liściach przy suchych jeszcze zaroślach.
Podjechał bliżéj.
— Najświętsza Panno! zawołał przerażony: wasza Wysokość miałaś słuszność, że dwa strzały jeden po drugim tu padły i że jeden mógł tylko być strzał Janka!
Książę przybył do krwią zlanego miejsca — zeskoczył z konia i oddał cugle jadącemu za nim murzynowi.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1119
Ta strona została przepisana.