Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1127

Ta strona została przepisana.

Wtedy szło o twoją zręczność i nic więcéj, teraz zaś są to czarodziejskie historye.
— Sternik Marcin i wówczas nie wierzył, a jednak musiał biednego murzyna nazwać bratem Sandokiem — nie wierzy i teraz, a jednak obaczy wkrótce, że biedny Sandok znowu miał słuszność!
— Niech pioruny trzasną, jakiś ty pewien! No, obaczymy — nie będę ci przeszkadzał! Rób co chcesz! Tylko z tym aniołem daj mi pokój, bracie Sandoku; biała natura nie cofa się i nie wzrusza, chociażbyś mruczał tysiące przysłów. Więc i biała figura nad łożem pana Eberharda w Monte-Vero, musiałaby w nocy schodzić i wyrabiać hokus-pokus! Nie daj się wyśmiewać bracie Sandoku, i nie sprowadzaj barona do St.-Cloud, to się nieopłaci!
— Za dwa miesiące anioł udusi barona!
— Nie tak śpiesznie, bracie Sandoku!
— No, sterniku Marcinie, Sandok nie chce przyrzekać tego, co przeszkody zmienić mogą — w ciągu tego roku anioł w zamku udusi barona!
— Obaczymy! śmiejąc się mówił Marcin i udał się za panem Eberhardem, wracającym do pałacu z Małgorzatą i Józefiną; obaczymy bracie Sandoku!
— Albo biedny murzyn umrze tego roku, albo niegodziwy łotr baron umrze! zapalczywie wołał za nim Sandok: czy słyszeliście sterniku Marcinie? Sandok wskoczyć do Sekwany, jeżeli baron nie umrze od anioła!
— Nie tak zapalczywie, czarny! odpowiedział mu Marcin.
— Bracie Sandoku mówi się — Sandok upomina się o swoje prawo!
Sternik śmiał się serdecznie idąc ku werandzie, a murzyn udał się w stronę wjazdu w kracie, ponieważ zbliżył się tam jakiś powóz. Nie w najlepszym był humorze, bo Marcin znowu mu nie wierzył, a prócz tego, jak się to łatwo u czarnych zdarza, tak był oburzony, że mu aż żyły na czloe i rękach grubo nabrzmiały.