— On doczeka tego, że Sandok dotrzyma słowa! albo w ciągu roku anioł udusi barona, albo Sandok zginie w nurtach Sekwany!
I mrucząc z cicha te słowa zbliżył się do kraty.
Sługa zeskoczył z powozu — drugi stał przy nim.
Murzyn wniósł z tego, że ktoś szczególnie znakomity przybył z wizytą.
Otworzył wjazd, a służący przystąpił do niego.
— Czy to jest pałac księcia de Monte-Vero? spytał go po niemiecku.
— O, tak jest, przychylnie odpowiedział Sandok, to jest pałac jego wysokości!
— Zameldujcież zaraz księciu jego królewską wysokość księcia Waldemara, mój przyjacielu, powiedział sługa.
— Bardzo dobrze, Sandok zamelduje! zawołał murzyn i pośpieszył ku werandzie, a ztamtąd do pokoju pana Eberharda. Książę tylko co do niego wszedł, bo zamierzał pracować sam do późnéj nocy.
Marcin miał jeszcze coś do czynienia w pałacowych korytarzach.
Eberhard postrzegł murzyna.
— Co tam nowego, Sandoku? zapytał łaskawie.
— Tam przy kracie stoi powóz dostojnego księcia, massa, odpowiedział murzyn.
— No — więc dla czegóż przeszkadzasz mi?
— Książę Waldemar kazał się massie zameldować!
— Co, książę Waldemar? rzekł Eberhard powstając. Był to ruch szybki, jak zwykle człowieka gwałtownego — potém znowu siadł na rzeżbioném krześle przy biurku — to rzecz szczególna!
Eberhard rozważał przez chwilę, czy ma przyjąć księcia lub nie.
Czuł dobrze, iż byłoby to obrażająco i w obec sług nieprzyzwoicie, gdyby odmówił przyjęcia wizyty niemieckiego księcia krwi, skoro ten sam się mu zameldować kazał i szukał go.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1128
Ta strona została przepisana.