wyrzut niemych zapytań, sprawiedliwe słowa gniewu — i znosił to prawdziwie żałując — jak człowiek.
— Przychodzę, mości książę, oddać moje życie w ręce wasze, przemówił nakoniec wzruszony Waldemar. Przychodzę z daleka, abyś raczył postanowić o moim losie.
— Szczególne słowa, mój książę! Jesteśmy śmiertelni, a los nasz nie pozostaje w naszych ręku! Jak dalece bezwładni jesteśmy, może pan jeszcze się o tém nie przekonałeś, ale ja zbyt ciężko to przekonanie opłaciłem! Cóż mi przynosi zaszczyt pańskich odwiedzin?
Eberhard nie podał krzesła księciu.
Krótko tylko powinni byli rozmówić się — chciał stojąc załatwić formalności.
Waldemar poznał to — i zbladł gwałtownie.
Ale musiał powiedzieć sobie, że to było słuszne. Nie zawrzał gniewem — zniósł upokorzenie.
— Racz mnie wysłuchać mości książę, przemówił cokolwiek niepewnym głosem. Nie sprowadza mnie tutaj żadna chimera, ani krok nierozważny — lecz nacisk mojego serca, przeciw któremu walczyć nie mam siły! Nie przybywam tu jako książę Waldemar — ale jako człowiek, szukający u pana rady, pomocy, zbawienia — nie odmawiaj mi pan téj jałmużny, tego daru twojego wspaniałomyślnego serca, które tylu ludzi uszczęśliwia — nie odtrącaj mnie jak niegodnego! — Książę wymówił1 te słowa głosem przytłumionymi zbliżył się do Eberharda, — przychodzę tu prosząc i z nadzieją, racz książę być łagodnym, jak byłeś zawsze!
— Przez całe życie starałem się zawsze być sprawiedliwym książę Waldemarze — sprawiedliwość i przezwyciężenie siebie, są to główni działacze dla nas ludzi! To było mojém godłem przez wszystkie czasy — zawsze mu dotrzymywałem wiary: Równe prawo dla wszystkich! Mów pan — czego pan żądasz odemnie, wydam wyrok według tego hasła. Ale wyznać panu muszę, iż wołałbym
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1130
Ta strona została przepisana.