Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1133

Ta strona została przepisana.

słowa bujały nad nim jak święte błogosławieństwo! Kochał tak gorąco i czysto, jakby sprawdzić się miała przysięga, którą niegdyś w pałającém zachwyceniu wyszeptał!
Wtém jedno z cudownych zrządzeń bożych, których wyjaśnienia nadaremnie szukamy, zapragnęło, aby poważny, poprawiony człowiek, postrzegł na bazarze królowéj dziecię, milutką dziewczynkę, która go tajemniczo do siebie przywiązała! Przybył drugi raz — nie wiedział co go do dziecka ciągnie — nie domyślał się, że to było jego własne dziecię, wydostał je z domu podrzutków i z całą miłością wychowywać je kazał!
A teraz dopiero przed kilku dniami dowiedział się ten poważny, zdecydowany człowiek, że i matka także żyje!
Słyszał z mocno bijącém sercem, że Małgorzata, którą ze zranioną duszą jako zmarłą opłakiwał, żyje, że jest pańską córką.
Szlachetny, dostojny książę! Tym zbłąkanym młodzieńcem, tym poważnym, żałującym człowiekiem — jestem ja...
Waldemar przerwał sobie na chwilę — przystąpił do Eberharda i podał mu rękę.
— Czyliż nam ludziom, którzy wszyscy błądzimy, nie ma być wolno naprawiać błędów? Mości książę, pozo — stajesz zimny i milczący — z pełném, głęboko wzruszoném sercem przybywam tu do pana — z promieniem nadziei niebiańsko rozjaśnionym — o! nie dozwalaj mu książę zagasnąć! Uszczęśliw dwa serca, mój książę — oddaj mi rękę twojéj córki, którą wiecznie, wiecznie kocham.
Eberhard wzruszył się — dla znawcy zdradzały to jego oczy.
Milczał — namyślał się...
Potém podał rękę stojącemu przed nim.
Zdawało się, że ten najszlachetniejszy człowiek chciał zawrzeć pokój i przebaczyć, jakby chciał zapomnieć, co go spotało.