Waldemar ukląkł przed nim, jakby z wyrazem dumy i szlachetném rozjaśnieniem, chciał zawołać: Mój ojcze!
Ale słów tych nie wymówił.
Jeszcze na nie czas nie nadszedł.
Eberhard podniósł księcia — nie lubił, aby ktoś klękał.
— Poczytuję to sobie za dobrodziejstwo, mości książę, że tu pośpieszyłeś i wszystko wyznałeś! Słowa twoje, jak wiem, tchnące prawdą i szczerością, przejednały mnie — i ile to być może, pogodziły z panem! Wracaj książę do swojego zamku w zwierzyńcu i tam szukaj uspokojenia! Ja wkrótce z mojóm dzieckiem odpływam za morze do Monte-Vero...
Waldemar powstał, a na twarzy jego wybiła się głęboka boleść.
— Więc książę chcesz na prawdę zgasić ten promyk nadziei, z którym przybyłem, i odrzucasz najświętszą w mojém życiu prośbę, najwierniejszą w świecie miłość?
— Lepiéj, że wyznam panu wyraźnie, odparł Eberhard, że ręki mojéj córki nigdy nie oddam księciu. Oszczędź mi wyjaśnienia tych słów, bo znasz dobrze całą przeszłość! Niech pokój będzie między nami, mój książę! Nie tłómacz na złe słów moich — są one rezultatem dojrzałéj rozwagi i wiernéj troskliwości!
— I nie ma dla mnie żadnéj nadziei — żadnego wyjątku?
— Żadnego, mój książę — wszyscy na całe życie rozłączyć się musimy! Myśl pan, że ta nieszczęśliwa na prawdę umarła i że jéj wcale nie znalazłeś — dla ciebie książę ona umarła!
— Bądź pan zdrów! chwiejąc się wyrzekł Waldemar: — życie bez Małgorzaty skończyć się musi.
— Nazwałeś się książę człowiekiem, upomniał Eberhard; maszże okazać mniéj odwagi i siły niż ta, co tyle przeniosła i dla któréj tu przybyłeś?
— Żegnam cię mój książę — przeznaczenia nasze spełnić się muszą.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1134
Ta strona została przepisana.