Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Pożądliwy szambelan, widząc się tak oszukanym, zgrzytając zębami, chciał za nią biedź na oślep, wołając: „Czekaj mała czarownico!“ — ale zapomniał, że kuleje, więc potknął się, a tymczasem Małgorzata, która oszczędzając swojéj biednéj, czarnéj sukienki i dla pośpiechu, nieco ją uniosła, znikła mu jak cień w zaroślach.
— Nie ujdziesz ty mi, mała niewinności! mruczał, nadaremnie usiłując wyśledzić dokąd się udała uciekająca. Prawda, że już dzisiaj chętnie byłbym cię nazwał moją! Gdybym tylko mógł się dowiedzieć, gdzie mieszka ta najmilsza mała syrena!... W pośród głębokiój ciemności zalewającéj okolicę, z powodu, że księżyc znowu zaszedł był za chmury, pan von Schlewe nie mógł rozpoznać leżącéj chatki. Ona na prawdę czarownie piękna, — a jaka kibić, — mon compliment! Dawno już nie widziałem nic tak doskonałego, a to przecięż coś znaczy. Jutro pani Robert musi mi pomódz, — ty musisz być moją, mała zdradliwa czarodziejko, — czy też nimfo, jak mówi książę!
Gdy pan Schlewe tak rozmawiając jeszcze przyglądał się kamieniom, na których znalazł dziewczę, a potém gdy przysłuchawszy się ostrożnie, zamierzał rozpocząć odwrót, Małgorzata tymczasem dostała się do chatki, — upadła na kolana, tchu jéj brakowało, — załamawszy ręce dziękowała niebu, że szczęśliwie uniknęła okropnego widoku tego groźego człowieka!
— Nawet téj ulubionéj kryjówki mojéj w zaroślach mi nie pozostawiają, nawet téj jedynéj radości mi wzbraniają, narzekała; dokądże teraz udam się wśród cichych godzin nocy?
Otworzyła drzwi i wskoczyła do domu, zamknęła go ostrożniéj niż zawsze i poszła do biednego łóżeczka. Wkrótce sen skleił jéj powieki i uwolnił ją od nowéj troski. Zaczęła marzyć i uśmiechać się przez sen, bo ujrzała przed sobą młodzieńca, pięknego oficera, który ją mile witał oraz chciał bronić i zasłaniać, — było to tak piękne, tak piękne, że chciałaby wiecznie tak spać