Małgorzata przelękła się — zdawało jéj się, że śni, a w téj chwili stojący książę wyciągnął ręce.
Stanęła także nieruchoma — nie wierzyła sobie — ani ruchem, ani słowem nie chciała spłoszyć upragnionego zjawiska.
— Małgorzato — to jest wola Boga, rzekł nakoniec Waldemar, przystępując krokiem bliżéj i ujmując jéj rękę — powinniśmy byli znaleźć się i widzieć!
— Więc to nie sen — nie widzenie niebios? — szepnęła wieczorném złotem rozjaśniona.
— O! nie sen, moja Małgorzato, to rzeczywistość! Przeznaczeniem mojém było ciebie tu spotkać, znaleźć, tu, gdzieśmy weszli oboje dla modlitwy! Czy poznajesz w tém rękę Boga?
Małgorzata spojrzała na ukochanego — słów jéj zabrakło — dziwnie wzruszona spojrzała mu w oczy i łzami się zalała.
— Tyżeś to... i ja znowu cię widzę! wyszeptała.
— Uklękniéjmy tu razem Małgorzato, w obec Matki Bozkiéj, jeszcze raz przyjmiéj moją przysięgę, że wiecznie, wiecznie do ciebie należę!
— My się nigdy posiadać nie możemy, mój książę!
— Więc jeżeli cielesne nasze powłoki mają być rozdzielone, zawrzéjmy przynajmniéj związek dusz, Małgorzato, uklęknijé razem zemną — przysięgniéj podobnie jak ja — że dusze nasze do siebie należeć będą.
Małgorzata bez oporu poszła za księciem.
Oboje uklękli przy modlitewniku.
Wieczorne słońce przecudnie oświecało ich postaci.
Zdawało się, że błogosławieństwo Niebios spływa na nich, na Małgorzatę i Waldemara, którzy w téj świętej wieczornéj godzinie, w samotnéj leśnéj kaplicy, w obec Maryi i Jezusa dusze zaślubiali.
— Przysięgam na to, poszepnęła Małgorzata: że dusza moja na wieki twoją będzie!
Padła w jego objęcia. Nikt ich nie podpatrywał.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1140
Ta strona została przepisana.