Nikt im nie przeszkadzał. Tylko Duch Boży unosił się nad kochankami, którzy się w leśnéj kaplicy spotkali.
Gdy słońce zapadło, pożegnali się.
Małgorzata wróciła do Paryża.
Książę Waldemar znikł ze swoim orszakiem wpośród ciemności późnego wieczoru.
Byłoż to ostatnie widzenie się? i czy na prawdę nasi kochankowie nie mieli już nigdy połączyć się ostatecznie?
Marcin niecierpliwie oczekiwał dnia, w którym Sandok dotrzyma swojéj obietnicy.
— W ciągu roku anioł w St.-Cloud udusi barona albo Sandok utonie w Sekwanie! powiedział, a Marcin polegał nieco na słowach czarnego, od czasu jak sié zręcznie sprawił z wiadomymi listami.
Historyę o aniele dusicielu niejasno pojmował, i powiedział sobie, że jeżeli Sandok polegać będzie na bajkach i upiorach, to baron zapewne dłużéj żyć będzie, niż wcale jeszcze nie stary a dosyć silny murzyn, mający tak pełne członki jak pulchna dziewczyna. Lecz spodziewał się, że Sandok nie jest tyle nierozsądnym, i wszystko tak urządzi, iż baron jednego pięknego dnia karę należną otrzyma.
Przy pierwszéj sposobności nie mógł wytrzymać i wieczorem w parku rzekł do murzyna:
— Bracie Sandoku! Jak stoi rzecz między tym bezbożnikiem a tobą?