Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1143

Ta strona została przepisana.

mie gości — a jutro rano będziemy obaj znowu tu w pałacu.
— Hm, mówił namyślając się sternik „Germanii“ — więc przecięż obaj powrócimy?
— O, Marcin bać się?
— Nie — ale pan Eberhard może nas jutro potrzebować.
— Ach, tak — Sandok rozumieć! Jutro rano znowu obaj tu w pałacu — z zamku tutaj trzy godziny jazdy na rączym koniu.
— Zegary zapowiadają właśnie ósmą wieczorną — o tym czasie już prawie nie ma służby — niech i tak będzie, bracie Sandoku, przyprowadź parę dobrych wierzchowców, zaraz ci służę.
Czarnego bardzo ucieszyło postanowienie Marcina, pośpieszył więc do stajni, w chwili gdy sternik poszedł do pałacu obaczyć, czy jeszcze on i Sandok nie są do usług potrzebni.
Wszystko sprzyjało ich nocnéj wycieczce.
Książę pracował i nie miał już żadnych rozkazów dla Marcina i czarnego — pozwolił też chętnie na ich nocną przejażdżkę.
Sandok prędko osiodłał dwa wyborne wierzchowce i czekał sternika na ulicy.
Śmiał się półgłosem, gdy sternik nie bardzo zgrabnie wsiadał na konia, i jak zwykle marynarze, siedział na siodle bardzo naprzód pochylony.
— Oho, czarny, co ty sobie tak pozwalasz? gniewał się Marcin, niby żartem, niby seryo — bądźże tu dobrym dlatego murzyńskiego motłochu! Niech pioruny trzasną — czy sternik Marcin siedzi prosto, czy krzywo, to dla ciebie czarny powinno być wszystko jedno.
— Bracie Sandoku, mówi się.
— Mniejsza o to, bracie Sandoku — dla ciebie sternik Marcin, prosty lub krzywy, leżący i stojący, to osoba godna Szacunku.