— Tak też jest — tak jest! poprawił się czarny, i jechał z mruczącym Marcinem po wieczornych ulicach.
Udali się najkrótszą drogą przez przedmieścia, pragnąc dostać się do lasku Bulońskiego, a potém na drogę do St.-Cloud.
Gdy przejeżdżali obok zamku Angoulême, widzieli, że wszystkie jego okna były oświetlone.
— Zabawa i tańce u hrabiny — o! pięknie w zamku czerwonym, bardzo pięknie!
— Tam pewno baron znowu się rozkoszuje i przez lornetę pięknym dziewczętom przypatruje, choć siwieje i zęby mu kłapią!
— O! prawda, sterniku Marcinie — stary łapacz dziewcząt, baron lubi każdą ładną nóżkę i kolanko!
Marcin musiał się śmiać z czarnego.
— Zdaje mi się, że masz słuszność — on lubi wszystko co widzi!
— Baron lubi każde nagie ramię i łono, nie patrzeć na twarz, ani pytać do kogo piękne ramię należy! Baron nie jak człowiek, ale jak zwierz. O! Sandok z tego korzystać, Sandok Marcinie cudów dożyje!
Czarny chytrze się uśmiechała dostawszy się na drogę do St.-Cloud, jechał prędko obok muskularnego i ciężkiego sternika.
Noc była jasna, księżycowa. W dzień było nadzwyczaj gorąco, tak, że dwaj jadący z wielką przyjemnością napawali się chłodném powietrzem.
Na ulicach i uliczkach Paryża było duszno i cuchną, co — tu za miastem powietrze było orzeźwiające.
Mogło być około godziny jedenastéj, gdy dwaj jeźdźcy przebywali miasteczko, i jak najprędzój zdążali do letniego zamku, spoglądąjącego na nich z dalekiego wzgórza.
Nie rezydował w nim nikt z cesarskiego dworu, prócz marszałka i służby, którzy zimą i latem byli tam obecni.
Do téj służby należał także i Moro, czarny, z którym Sandok zabrał znajomość z powodu polowania, a jak łat-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1144
Ta strona została przepisana.