tkwi jakiś dotąd niewyjaśniony powód, jakaś przynosząca śmierć tajemnica — nikt dotąd nie odważył się, od czasu ostatniego trupa, wejść do pokoju i rzecz całą zbadać.
Stary marszałek dworu nie chciał tego czynić, a starzejący się słudzy kontenci byli, że tego czynić nie potrzebowali.
Sam nawet Moro prawie już nie myślał o aniele dusicielu, ale przypadkiem szukając wtedy pomieszczenia dla Sandoka, przechodził koło tego pokoju i swojemu czarnemu bratu przytém opowiedział szczególną historyę tego unikanego miejsca.
Gdy Marcin i Sandok przybyli do wjazdu w murze, przywiązali konie i bez przeszkody weszli na dziedziniec.
Ponieważ cesarz nie bawił w zamku, nigdzie więc nie było ani posterunków ani straży.
Zdawało się, że w zamku wszyscy już spoczywają snem głębokim.
Marcin przeto nie chciał iść daléj — ale Sandok był śmielszy — wiedział gdzie sypia Moro i zapragnął zbudzić go.
— Sterniku Marcinie, poszepnął wiodąc go za sobą po liściastych aleach parku: bardzo dobrze, że wszystko śpi, bardzo dobrze — możemy bez przeszkody do anioła dusiciela, Moro zaprowadzi!
— Mogą nas wziąć za złodziejów! mruknął Marcin.
— O, nie turbujcie się, nikt nas nie weźmie za złodziejów — tu w zamku wielka spokojność, mogą myszy po stołach biegać, mogą robić co chcą, sterniku Marcinie! Gubernator zamku stary, bardzo stary, lokaje także starzy, słudzy starzy, śpią dobrze i pozwalają chodzić każdemu kto chce!
— Tak — no, chodźmy raz obaczyć ten pokój! Muszę ci wyznać, bracie Sandoku, że przeklęcie ciekawy jestem téj twojéj tajemnicy!
— Nie tajemnicy Sandoka, ale tajemnicy zamku — w zamku każdy wie o śmiertelnym pokoju! szepnął czar-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1147
Ta strona została przepisana.