Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1151

Ta strona została przepisana.

rzał w ciemne wnętrze pokoju, Moro odebrał mu znowu świecę i wszedł pierwszy.
Marcin poczuł, że go za wejściem do pokoju uderzyła jakaś niezwykła, szczególna woń, lecz przypisywał ją temu, że pokój od dawna nie był otwierany.
Udał się za przyświecającym murzynem — Sandok wszedł ostatni i zamknął drzwi za sobą.
Był to dosyć wązki, podłużny pokój. Na stronie wązkiéj znajdowały się drzwi wchodowe, a daléj drzwi balkonowe z dwoma otwartemi oknami. Przy dwóch długich ścianach znajdowało się na lewo łóżko z ozdobnym marmurowym stołem nocnym, na prawo sofa i stolik, tudzież kilka krzeseł.
Moro postawił świecę na małym marmurowym stoliku przy łóżku, nad którém unosił się biały anioł utrzymujący jedwabną kotarę. Ta bardzo ładna figura nie miała w sobie nic uderzającego. Marcin utrzymywał, że widział już takiego samego anioła w jakimś pałacu. Nie był wyciosany z marmuru, nie był arcydziełem, lecz zrobiony był z białéj, delikatnéj massy — w prawéj, wysoko podniesionéj ręce trzymał pierścień, z którego na obie strony łóżka spadała jedwabna zasłona, tworząc tło anioła. Lewa ręka unoszącego się ładnego posągu niby błogosławiła.
Sandok z daleka niedowierzająco spojrzał na unoszący się posąg.
Moro, stojąc tuż przy miękkiém, jedwabném puchowém posłaniu, wskazał go palcem:
— Oto anioł śmierci! rzekł do Marcina, który spojrzał nań kiwając głową.
— Obaczymy, odpowiedział, już północ, bez wątpienia wielka to korzyść dla waszéj dziwnéj historji — zapewne i godzina duchów będzie tu wpływała?
— Nie godzina duchów! Anioł dusił i przed północą i po północy!
— Czy on prędko schodzi, choćby nikt nie spał.