Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1152

Ta strona została przepisana.

— Moro próbował — anioł przychodzi dopiero kiedy sen przychodzi!
— Więc będę musiał długo leżeć i czekać?
— Sternik Marcin chce spróbować! objaśnił Sandok.
— Nie długo leżeć i czekać, o wcale nie długo! Anioł zstąpić bardzo prędko — Marcin krzyczeć, jak anioł przyjdzie, wtedy Sandok i Moro go wystraszą!
— Niech pioruny zatrzasną, to mi się podoba! To coś brzmi awanturniczo! To mi się nigdy w życiu nie zdarzyło, a nie na jednym już okręcie pływałem.
Moro przystąpił do drzwi balkonowych znajdujących się w głębi pokoju — Marcin poszedł za nim, aby się należycie przyjrzeć wszystkiemu. Lubiał zawsze przedewszystkiém rozpoznać grunt, na którym się znajduje.
Drzwi balkonowe, po za których oknami znajdowała się krata ozdobiona wielkiemi roślinami, były zamknięte, Oba zaś okna po bokach tych drzwi balkonowych otwarte.
Moro je zamknął. Wychodziły na zielone drzewa i zarośla. W dwóch długich ścianach pokoju, nie było żadnego okna. Zatém wentylacya nie bardzo była tam korzystna. Ale co wentylacya miała obchodzić sternika Marcina? Nie postrzegł tego nawet, że teraz szczególniejsza woń, która go pierwéj uderzyła i do któréj już przywykł, teraz coraz bardziéj wzrastała.
— Bardzo tu wygodnie, mruczał. Ottomanka, jakiéj tylko dla wypoczynku pożądać można — poduszki na łóżku miękkie, jedwabiem kryte — wcale to nieźle!
— Bardzo źle, twierdził Moro bardzo miękkie i piękne, a jednak bardzo złe, sterniku Marcinie!
Marcin uśmiechnął się. Spojrzał na anioła i na odsłonione firanki łóżka — widział, że kiedyś obicie pokoju było ciemno-czerwone, a firanki ciemno-błękitne — ale barwa dziwnie się zmieniła. Wypłowiała, a po wielu miejscach nawet pożółkła, pozieleniała; wszystko to przypisywał starości.