Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1156

Ta strona została przepisana.

trzasną, to dopiero dla mnie prawdziwa uciecha — okręt leży na boku — to jest wysoko na falistéj wieży, to znowu głęboko między — nadpływającemi górami wód — wszystko się dobrze kołysze... to mi muzyka — taka — jak ja lubię...
Marcin uśmiechnął się — oglądał się ku morzu — ono się przed nim burzyło — huczało — leżał z na pół otwartemi oczami i zapomniał, że spoczywa na jedwabnych poduszkach pod pięknym aniołem...
Wtém spojrzenia Marcina znowu padły na anioła — przypomniał mu się zamiar, z jakim tu przybył — wielkiemi oczami spojrzał na miłą postać anioła — który niby swobodnie nad nim się unosił — i nieco już drzemiącemu, w niepojętym zawrocie głowy leżącemu wydało się, że anioł się pochyla — że coraz, coraz bliżéj schodzi — że błogosławiąca ręka wisi tuż nad nim — że piękna twarz anioła uśmiecha się łagodnie, powabnie — że jego fałdzista, falująca biała szata niby się porusza...
Czy Marcin marzył? Ależ leżał z otwartemi oczami jak w malignie — a był przecięż najzdrowszym w święcie człowiekiem, gdy wszedł do tego tajemniczego pokoju.
Co się z nim działo? Nie miał siły widzieć jasno, nie mógł się podnieść, a raczéj nie chciał, bo widok anioła żywo nad nim unoszącego się, przecudną pięknością rozjaśnionego, był powabny, rozkoszny nawet dla zawsze nie bardzo miękkiego i czułego Marcina, który wcale nie był przyjacielem malowideł i tym podobnych rzeczy, który nigdy nie dał się oczarować niewieściéj piękności, który przedewszystkiém zawsze był praktyczny i myślący.
Czuł, że krew jego wre jak morskie bałwany podczas burzy — czyliż to wzrastające uczucie zaczarowało w nim myśl o jego ukochaném morzu? Czuł, że ma twarz poczerwieniałą i rozgrzaną, że teraz mocno biły jego pulsa zawsze tak spokojne i zimne, że często naśmiewając się z siebie mawiał: że jest na wpół ziemno-wodném zwie-