rzęciem, rzeczą, która żyć może powietrzem i wodą, jakimś gatunkiem foki w ludzkiéj postaci.
Cóż się tedy z nim działo? Marcin pokonany tajemniczemi wzrastającemi w nim wrażeniami, zapomniał zupełnie o przestrodze Mora, o wątpliwych opowiadaniach Sandoka, zdawało się, że bujający anioł sparaliżował jego członki, odmienił jego wnętrze — patrzał z upodobaniem na piękną postać, która teraz w naturalnéj wielkości unosiła się nad nim jak przecudnie powabna kobieta — widział mile uśmiechając się twarz, która go zachwycała — widział piękne, pełne, na pół odkryte łono unoszącego się anioła — zdało mu się, że porusza ustami, i czuł że jego serce coraz szaleniéj uderza, że krew jego wre coraz gwałtowniéj — widział wszystko wyraźnie przy łagodnym blasku światła — doznawał przyjemnością marząc tak z otwartemi oczami, przyjemności dotąd mu nieznanéj.
Ale zarazem wzrastała w nim powolna trwoga, jakby mu powietrza brakowało — mocno otworzył usta i silnie odetchnął.
Czyliż bajeczne opowiadanie czarnego miało się sprawdzić? czyliż tego miał na prawdę dożyć, on, który się na to jak na bajkę niedorzeczną oburzał?
Już przez pół był Marcin w mocy anioła, bo już sparaliżowany, nie mógł stawić oporu.
Lecz cóż to miało tak tajemniczą, zagadkową potęgę nad spoczywającym człowiekiem, który teraz leżał jak marzący w gorączce?
Sprawiały to jakieś niepojęte, nadziemskie czary. Nie był to cud, ale są cudowne siły przyrody, których najmniejsze poznajemy dopiero po całém ich działaniu.
Upłynęła prawie godzina, gdy Marcin w czujnym zawrocie wyraźnie mniemał, że się anioł ku niemu spuszcza — że otaczający go pokój znikł — że widzi tylko około siebie piękną, uśmiechającą się postać — coraz bardziéj się zbliżającą — zdało mu się, że czuje już dótknięcie jéj, chciał użyć rąk, ale nie mógł — był jak
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1157
Ta strona została przepisana.