partacze, którzy w ciemnościach macamy i mało co umiemy — ale przy nim dopiero najciężéj bolałem, że mu nic pomódz nie mogłem! Chętnie jeszcze byłby żył — aż do ostatnich dni pocieszał się nadzieją — ale potém wszystko się skończyło!
Wiadomość ta mocno zasmuciło Eberharda. Armand i Wilhelmi nie domyślali się, że blizko był ze zmarłym spokrewniony.
— I nie było mi dopuszczono, widzieć go jeszcze raz i pomówić z nim?! boleśnie powiedział książę.
— Jego ostatnia myśl, ostatnie słowo było o tobie, donosił Justus von Armand; przywozimy ci jego ostatnie pozdrowienie!
— Obawa śmierci spowodowała, że kazał mnie zawołać, a zarazem pewność śmierci, o któréj przez chwilę był przekonany, aby potém znowu nabrać nadziei wyzdrowienia, sprawiła, że zaprosił Armanda do swojego łoża, opowiadał Wilhelmi, odemnie spodziewał się ratunku — sądził, że przyjaciel więcéj potrafi niż obcy lekarze! A przecięż gorzko się zawiódł; gdy przystąpiłem do niego, widziałem już śmierć w jego rysach — krewni płakali, bo czuli, że już nie ma żadnéj rady! Przywołał do siebie naszego Justusa von Armand, aby mu poruczyć zarząd swojego majątku i objawić swoją wolę. Aż do śmierci był szlachetnym, podobnie jak ty myślącym, Eberhardzie, był godzien nazywać się twoim przyjacielem! Zostawił po sobie wielki spadek, tak, że nietylko rodzina jego żyć może bez troski, ale nawet i biedne, niezdolne już nic zapracować robotnice, mają sobie zapewnioną znaczną summę!
— Poznaję po tém mojego brata Ulricha, poszepnął książę, miał wielkie, szlachetne serce!
— Każde choćby najmniejsze jego życzenie wypełnię sam z największą troskliwością; jest to mój najświętszy obowiązek, rzekł Justus von Armand; obowiązek podwójny, gdyż twój to wysoki duch, książę Eberhardzie, temu wszystkiemu przyświeca.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1162
Ta strona została przepisana.