Von Schlewe wiedział dobrze, że tego rodzaju dobrodusznych ludzi, gdy ich sumienie nagle dręczyć zacznie, wielce obawiać się należy, bo działają na ślepo.
A oprócz tego musiał bronić zagrożonego Furscha, nietyle z powodu szlachetnéj wdzięczności za spełnione dla niego czyny, ile raczéj, że jeszcze dobrze użyć go zamyślał.
Baron wiedział bardzo dobrze, dokąd się uda Fursch, gdy mu się zamek wyda niebezpiecznym: znał dobrze schronienie obu zbrodniarzy.
Może i sam je dla nich przygotował.
Policyanci mogli ich długo szukać po wszystkich cyrkułach Paryża — byli pewni, że ich nikt nie znajdzie.
W domu jakkolwiek odosobnionym, pomimo wszelkiéj ostrożności, zawsze im groziło niebezpieczeństwo zdrady, bo policya, jak wiadomo, zawsze utrzymywała swoich sprzymierzeńców właśnie po kryjówkach — potrzeba zatém było wynaleźć bezpieczniejsze schronienie, znaleźli je na jednym szonerze, stojącym za miastem przy brzegu Sekwany.
Niewielki ten, ale bardzo przyzwoity statek, którym w razie potrzeby dopływano aż do morza i nawet na niém się utrzymywano, baron tanio najął dla Furscha i Rudego Dzika.
Nikt nie domyślał się obecności dwóch zbrodniarzy na tym zdala od zgiełku miejskiego spoczywającym szoferze, bo Fursch postarał się, aby ten stał na kotwicy w dosyć niezaludnioném miejscu Sekwany.
To tém mniéj uderzało, że w niejakiém oddaleniu, stały jeszcze na kotwicach liczne większe i mniejsze okręty.
Policya portowa nie dokonała na nich rewizyi, dla tego, że stały daleko po za miastem.
Gdy nadszedł najbliższy wieczór, baron na godzinę przed umówieniem się przybył do zamku hrabiny Ponińskiéj, dla należytego przygotowania jéj do odwiedzin i pana d’Epervier.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1177
Ta strona została przepisana.