niezmiernie, bo dzisiaj przybywam z gotowemi planami jako zwycięzca!
— Jak zawsze, baronie! Kiedyż to uległeś, ilekroć tylko chodziło — o roztropność i chytrość?
— Bardzoś łaskawa, moja najszanowniejsza przyjaciołko! poszepnął von Schlewe i podniósł, kłaniając się, miękką, białą rękę Leony do ust swoich — ona nie broniła mu tego — ale na jéj pulchnie pięknéj twarzy zadrgał ironiczny uśmiech.
— Któż tym razem jest tym nieszczęśliwym zwyciężonym? spytała hrabina, wskazując baronowi, aby usiadł.
— Podziwiam swobodę i spokojność mojéj łaskawczyni, powiedział siadając z odpowiedniém poruszeniem głowy — mnie się zdaje, że pani słyszałaś wczoraj w wieczór doniesienie mojego służącego?
— Co do pana d’Epervier?
— Tak jest!
— Więc, — i czémże się przerażasz z tego powodu <o mnie?
— Wielką odwagą i małą ciekawością!
— Muszę ci wyznać, kochany baronie, że ten pan d’Epervier i jego sprawy prawie mnie nie obchodzą!
— Podzielam to zdanie pani — ale tym razem sprawy jego są naszemi sprawami!
— Mniemasz pan, że ze względu na Furscha?
— Właśnie jak łaskawa pani mówisz!
— Nie wiedziałam, że ta sprawa pana d’Epervier staje się moją...
Schlewe wyglądał mniéj blady i siwy niż zawsze — śmiał się...
— Nie zważając już na moją nic nieznaczącą osobę, która w tę sprawę jest zawikłana...
— Ach, tak, przypominam sobie. Pan ocaliłeś tego człowieka.
— Nie zważając na to, powiadam, byłoby rzeczą wielce fatalną, wielce kompromitującą, moja łaskawa
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1180
Ta strona została przepisana.