Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1183

Ta strona została przepisana.

małego stolika, stojącego na boku w matowo oświetloné rotundzie. Von Schlewe wziął karafkę z różowym płynem bardzo zimnym, i napełnił jedną z ozdobnych, kosztownych, kryształowych szklanek, obok na srebrnéj tacy stojących.
Poczém podał limoniadę hrabinie.
— Dziękuję — reszta zostaje do pańskiego rozporządzenia!
Leona napiła się ze szklanki i udała, że nie widzi, jak baron ukłoniwszy się znowu przystąpił do marmurowego stolika i coś wsypał do prawie pełnéj jeszcze karafki; limoniada przez chwilę zapieniła się — ale potém znowu zupełnie była jasna.
Zbliżyły się do niszy bujające kroki, cicho otworzyła drzwi jakaś zamkowa bajadera. Piękna Miranda, złotem połyskujący motyl z czarnemi włosami i ciemnemi oczami, z miną zapytującą wytknęła zachwycającą główkę przez otwór.
Leona spojrzała ku niéj — von Schlewe powitał ją siwém okiem.
— Pan d’Epervier, zameldowała półgłosem zalotnie ładna bajadera.
— Jaki słowny! poszepnął baron.
— Wprowadź go tutaj, kochana Mirando! rozkazała hrabina.
Ładna dziewczyna znikła.
— Zdaje się, że już był w salonie, powiedział von Schlewe po cichu, w przeciągu czasu jaki mu pozostał na zrobienie tej krótkiéj uwagi, ten naczelny inspektor jest to bardzo gorliwy wielbiciel utworów mojéj łaskawczyni!
Leona zaledwie powstrzymywała wyraz swojego marmurowego oblicza — gdzie klękali arcyksiążęta i książęta, tam nic nie znaczył poklask takiego inspektora.
Ładna Miranda otworzyła drzwi obicia w niszy — na progu ukazał się z głębokim ukłonem pan d’Epervier.