Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1184

Ta strona została przepisana.

Hrabina z uprzejmą miną powstała z sofy, na któréj siedziała.
Bajadera zamknęła drzwi.
— Pozwól mi, najłaskawsza hrabino, powiedział von Schlewe wstępując między nią a gościa, przedstawić ci pana d’Epervier, naczelnego inspektora z la Roquête — jest to przyjazny mi pan, o którym właśnie wspominałem pani!
— Witam pana! wymówiła Leona, a na jéj pięknej twarzy zabłysł pogodny, nieprzeparty uśmiech.
Zaślepił on, porwał Eperviera — ujrzał znowu przed sobą hrabinę bez tiulowéj sukni w zimowym ogrodzie zamku, jako wzór Zuzanny wstępującej do kąpieli.
— I mnie niezmiernie zobowiązuje wysoka gościnność pani hrabiny, wyrzekł nieco pomieszany d’Epervier — przedewszystkiém więc moje najczulsze dzięki za takie odznaczenie!
— Pragnę, abyś pan mógł jak najczęściéj u mnie szukać rozrywki! odpowiedziała z uśmiechem i pięknie ukształtowaną, białą ręką, z któréj zwieszał się szeroki rękaw koronkowy, wdzięcznie wskazała blizkie krzesła.
— Byłeś pan już w salonie? spytał von Schlewe, gdy usiedli.
— Nie mogłem oprzeć się pokusie; czarownie piękne wszystko, co się tam słyszy i widzi!
— Ale przez to już tu pana zauważano? spytał von Schlewe nieco spokojny, ale jednak nie tyle, aby to uderzało.
— Rozumiem, co pan baron chcesz powiedzieć! Pamiętałem słowa pańskie i nikt mnie nie widział, prócz świecącego złotem motyla, który na moją prośbę wprowadził mnie do jednéj z nisz, a potém tutaj.
— Wybornie drogi panie d’Epervier! Nie byłbym mianowicie w stanie zaręczyć panu, że ów zręczny a niebezpieczny człowiek nie ukrywa się w sali pod maską jakiego generała lub posła. Wiesz pan że tu w Paryżu