— Bardzo dobrze działa, pochwalił d’Epervier, wypróżniając szklankę; bardzo orzeźwia!
Potém ukłonił się uniżenie ulotnie podnoszącéj się hrabinie, która pozostawiła baronowi odprowadzenie gościa.
— Do widzenia, mój drogi! szepnął von Schlewe, gdy pożegnał Eperviera na terrasie.
— Około południa będę u pana, odpowiedział tamten cicho i odszedł przez park.
— Już z tego nic nie będzie! mruknął von Schlewe, patrząc za nim.
Nazajutrz rano pan d’Epervier uczuł się bardzo cierpiącym, i gdy przywołany lekarz wszedł do jego pokojów, znalazł naczelnego inspektora już nieżywego leżącego na podłodze obok fotelu.
Zaniesiono go natychmiast do łóżka, ale lekarz oświadczył, że już dla pana d’Epervier nie ma żadnego ratunku — stwierdził, że śmierć nastąpiła w skutek apopleksyi, i że zapewne pan d’Epervier nie usłuchał jego przestrogi co do wstrzymania, się od rozpalających trunków.
Lekarz mylił się, jak się to często dzieje.
Pan d’Epervier nie w skutek rozpalającego lecz chłodzącego napoju, do którego baron coś domieszał, co za nadejściem śmierci zostawia znaki podobne do skwapliwie za przyczynę skonu podawanéj apopleksyi.
W orszaku żałobnym pana d’Epervier, wielkim i okazałym, widziano także barona Schlewego w bardzo eleganckim powozie.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1188
Ta strona została przepisana.