dwóch czarnych; jednak mimo tego, nie tracąc czasu i nic nie mówiąc, przejęci tą samą myślą, poskoczyli na pokrytą ciemnością i bezludną drogę, dążąc za powozem barona, który szybko pędził w stronę odległéj Sekwany.
Wiadomo jak murzyni lekkie mają nogi, kiedy im chodzi o schwytanie ofiary.
Stangret Schlewego gwizdnął biczem dla popędzenia koni; nigdy tego nie czynił i czynić nie potrzebował — czy wiedział, że tu chodzi o wyścigi?
Sandok i Moro wnet postrzegli, że odległość między nimi a pędzącym powozem zmniejsza się — ale mimo tego tak się wysilali, że dla innych przebyć tę odległość byłoby niepodobieństwem.
Sandok przypuszczał już także, iż wie, że jest ścigany, bo nie mógł pojąć ani tego kierunku, ani pośpiechu powozu. Być więc może, że wypadnie i stangreta uczynić nieszkodliwym. Lecz to nie mogło w niczém zmienić raz ułożonego planu. Dla murzyna Eberharda było to niezrównaném dobrodziejstwem, módz nakoniec ukarać i uczynić nieszkodliwym tego łotrowskiego barona.
Moro i Sandok coraz bardziéj zbliżali się do powozu — coraz prędzéj śpieszyli za nim, zaledwie końcami nóg dotykając ziemi — biegli w równéj linii, tak jednocześnie dostać się mogli na stopnie powozu. Za kilka minut mieli dosięgnąć celu, bo już rękami mogli dotknąć powozu. Wtém zdało się Sandokowi, że ktoś wyjrzał z głębi powozu.
Mógł się bardzo mylić. Ciemność nocy i pośpiech mogły spowodować taki łudzący obraz.
Sandok nieco wyprzedził, bo chwytał za stopień. Moro usiłował uczynić to samo. I tak byliby po dwóch stronach go dopadli.
Sandok o jeden krok był na przedzie — pochylony wskoczył z boku na żelazny stopień przy drzwiczkach i jak kot uczepił się sprężyny przy budzie.
W téj chwili uczuł, że i Moro również dopadł do drzwiczek z drugiéj strony.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1196
Ta strona została przepisana.