Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1200

Ta strona została przepisana.

— Te czarne psy to tchórze, powiedział Fursch; przekonałem się o tém w Rio i na drodze do Monte-Vero. To są niepewne szelmy, i raz chciałbym spróbować, czy ten tu za sto franków swojego pana nie zdradzi!
Sandok z gniewu ugryzł się w język, ale milczał, choć się w nim gotowało — był związany, uwięziony, coby mu pomogło, gdyby w bezwładnych słowach wywarł swoją wściekłość? nie mógł ich poprzeć siłą ramion. Pilnie tylko uważał, dokąd go wiozą.
— Zrobimy jednak próbę, powiedział baron, to rzecz zajmująca! Tymczasem proszę was, moi panowie, abyście należycie pilnowali murzyna i starali się, by nam nie uciekł!
— Tak mu na sucho nie ujdzie, rzekł Rudy Dzik. Wszystkiego co ma związek z tym Monte-Vero, który nas zaprowadził na galery, nienawidzę jak śmierci i kata! Tak, tak, czarny szelmo, i ciebie nienawidzę, bo ty jesteś murzyn z Monte-Vero!
Fursch śmiał się.
— I zemną dzieje się to samo! pomruknął.
— A więc panu Sandokowi wcale nie będzie się dobrze powodziło, z zadowoleniem powiedział Schlewe; ale to bardzo słusznie, bo się przynajmniéj nie rozpieści! Znieście go z powozu bardzo starannie, moi panowie, bo kto wie na co się jeszcze może nam przydać! Muszę wyznać panom, że nietylko sam chciałbym dowiedzieć się od niego wielu rzeczy, ale i łaskawa hrabina zapewne zechce wybadać go o to i owo.
— Tymczasowo pozostanie przy życiu, a mianowicie póty, pokąd nie zniknie wszelkie dla nas niebezpieczeństwo! Skoro nam coś zagrozi, pozbędziemy się tak uciążliwego towarzysza, stanowczo powiedział Fursch. Pamiętaj to sobie, czarny djable, i módl się pilnie do twojego bożka, aby z dala od nas utrzymywał wszelkie niebezpieczeństwo — to jest twój interes!
Powóz zbliżył się do Sekwany i wjechał w aleę ciąg-