— A nie rozważyliście, że takie rzeczy gładko nie uchodzą, że bylibyście za to również ukarani?
— Plan był dobry! Sandok i Moro nie byliby karani, gdyby wszystko nie chybiło!
— Otóż mamy! Jeden w pułapce! Sandoka zapewne ukryli w pewném miejscu?
— W ciężkiém zachowaniu, powiedział czarny.
— Panowie policyanci nie powinni mieć na nic względu! Oni was wyśledzili na nieprawych drogach, a teraz wzywacie mojéj pomocy? Ale to tak bez dalszych następstw nie ujdzie, w obec prawa jest każdy równy i Sandok może teraz pokutować!
— To nie policya, on nie wyśledzony, szybko zawołał Moro, bo nie mógł tak prędko zdobyć się na wyrażenie swojéj myśli: on schwytany przez pomocników barona w nocy!
Eberhard słuchał uważniéj — zadrgała w nim myśl, możliwość.
— Opowiadaj spokojnie, co się stało! rozkazał.
— Sandok i Moro biedz za powozem barona — i złapać powóz...
— Gdzie? Tak opowiadasz, jakbyś przypuszczał, że ja tam byłem!
— W alei lasku Bulońskiego! Baron jechał powozem z zamku hrabiny, nie do Paryża, ale w przeciwną stronę! Sandok i Moro biegli za powozem — a potém z dwóch stron wskoczyli.
— Toście postąpili jak rabusie!
— O, zaraz też i ukarano nas! Sandok schwytany, Moro schwytany przez ludzi w powozie!
— A myśleliście, że baron był bez towarzyszy?
— Tak, tak, kiwnął czarny: nagle ręce na szyi! Moro bardzo się bronił i uciekł, upadł na trawę obok drogi — ale Sandok zgubiony! Człowiek z siwą brodą...
— Zapewne to Fursch!
— Schwytał Sandoka i zatrzymał w powozie! Moro bez broni, bez pomocy, biegł za powozem i nie dał się
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1205
Ta strona została przepisana.