Krzyk Rudego Dzika działał gwałtownie. Nim sam odskoczyć zdołał i pochwycił jedną ze strzelb stojących przy sterze, Fursch już stanął przy poręczy po jego stronie. Postrzegł od razu niepewne ciemne zarysy czarnego, który tylko co zanurzył się w falach i już w téj chwili przyłożył strzelbę... padł strzał — po nim nastąpił gwałtowny plusk, jakby Sandok rozpaczliwie robił rękami.
Rudy Dzik przyskoczył — i także nie celując strzelił w to samo miejsce — nie było wątpliwości, że jeden z tych strzałów trafił murzyna. Ale jeżeli był nawet tylko raniony lub ogłuszony, to musi zginąc w falach, bo go zgniecie pędzący okręt Eberharda, na którego maszcie wisi latarnia.
— Będzie miał dosyć! zawołał Fursch: — czarny szelma już nam zawadzać nie będzie na drodze! Dać tu pochodnię, musimy być w pogotowiu — może Paryżanie obaczą fajerwerk, jakiego jeszcze nie widzieli!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1229
Ta strona została przepisana.