postać jeszcze większe wywarła wrażenie tą widoczną pogardą wszelkich pretensyj, ale jéj oblicze o wysokiém czole, nagarbionym nosie, cały przypominający minę władców krój jéj twarzy, zadawały kłam téj wyrachowanéj zewnętrznéj skromności.
Dumnym ruchem Leona oddała ukłon najprzód królowi, potém publiczności, hrabiego de Monte Vero dotąd jeszcze nie postrzegła.
Gniewnie ryczące lwy cofnęły się w róg klatki, gdy ujrzały swoją panię — a ta uśmiechnęła się tryumfalnie, jakby rozpogodzona widokiem ujarzmionych królów pustyni, lecz uśmiech jéj przesunął się jak promień słońca po marmurze.
W loży dyplomatów łamano sobie głowy nad tém, kogo przypominają szlachetne, silnie wyraziste rysy téj miss Brandon, — rysy interesujące, w których ukrywał się świat olbrzymich namiętności.
— Przypatrz się pan profilowi, szepnął nakoniec francuzki attaché z uczuciem własnéj godności wesołego ludu, nazywającego się la grande nation, do młodego Feltona: przypomnij pan sobie mojego wielkiego cesarza i spojrzyj tam jeszcze raz!
— Masz pan słuszność, sucho odparł Anglik: wielkie podobieństwo do Napoleona Bonapartego!
Wszystkich oczy spoczęły pełne oczekiwania na miss Brandon, która pewną ręką otworzyła więzienie, gdy najgłębsza cisza panowała w rozległym, przepełnionym cyrku; z zimną spokojnością i lodowatym uśmiechem weszła do skurczonych bestyj — machnęła szpicrutą, — nie mówiąc ani słowa, tylko ręką wskazując, zmusiła zwierzęta, aby wyszły z kąta i u nóg jéj legły.
Mówią, a myśliwi i osadnicy Południowéj Ameryki wielce w to wierzą, że są ludzie, których wzroku dzikie zwierzęta znieść nie mogą. Tém spojrzeniem panują oni nad żarłocznemi zwierzętami pustyni, tém spojrzeniem czynią straszliwe bestye czołgającymi się niewolnikami swojéj woli.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/123
Ta strona została przepisana.