— O biedny brat Sandokl — siedzi na spodzie okrętu jak biedny murzyn na niewolniczym kuterze!
— Wyprowadzimy go znowu na światło, jeżeli mu ci mordercy nie wypłacili już wszystkiego do reszty — te szelmy na wszystko są gotowe! Jeżeli tylko nie spodziewają się po Sandoku żadnych korzyści, to nim zdążymy do nich przybyć, bardzo już mogli zagasić światło jego życia!
— O śpieszyć, dobry sterniku Marcinie, bardzo śpieszyć!
— Gdy ciebie słyszę mówiącego, to mi się zawsze zdaje, że to Sandok mówi! Chodź, powóz wyjeżdża — słońce zachodzi — już wielki czas! Znaszże dokładnie okręt, do którego te łajdaki twojego czarnego brata zaciągnęły?
— Doskonale! Okręt nazywa się „le Requin“ — o! Moro poznać go wśród tysiąca.
— Więc dobrze — chodź! rozkazał Marcin, dał czarnemu mały rewolwer, a większy włożył do kieszeni swojego surduta i poszedł przez park do kraty, przy któréj stał powóz.
Wnet połączył się z nimi pan Eberhard, kazał murzynowi usiąść na koźle obok stangreta, i ze zwykłą sobie poufałą dobrocią powiedział do starego Marcina, aby usiadł naprzeciw niego w powozie.
Gdy książę i jego poufnik zajęli miejsca. Moro wskazał stangretowi kierunek, którym udać się należy, aby o ile można niepostrzeżenie dostać się do miejsca Sekwany zewnątrz ogromnego miasta, gdzie stał szukany okręt.
Moro radził wysiąść w niejakiéj odległości i czekać aż się zupełnie ściemni, aby Fursch i jego towarzysz, bez wątpienia będący na okręcie, ich niepostrzegli — ale to miało swoje trudności, bo w tém miejscu brzeg był otwarty.
Gdy książę i Marcin wysiedli z powozu i Moro wskazał im na pewno w dali stojący okręt, czarny stanął
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1231
Ta strona została przepisana.