Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1237

Ta strona została przepisana.

Wielki też był czas, aby Sandok dostał się na pokład okrętu — wysilenia i utrata krwi wyczerpały nawet twarde siły czarnego, tak, że teraz leżał nieruchomy obok Mora, który mu podawał napój i zimny pot z czoła ocierał. Potém przyniósł z kajuty żeglarzy kilka sztuk suchéj odzieży, zdjął z Sandoka wilgotne sukniei okrył go starannie, bo było chłodno.
Upłynęła prawie godzina po północy, gdy książę i Marcin w niewielkiéj od siebie odległości ujrzeli tułów „Rekina“ i posłyszeli głuche z niego wołania — wkrótce mieli dosięgnąć zbiegów.
Nastąpiła cisza zapowiadająca wybuch burzy — wszyscy czuli, że nastąpi coś nadzwyczajnego, i że żadna z dwóch stron nie ustąpi.
Fursch ujrzał zbliżające się światło okrętu prędzéj niż „Rekin“ płynącego, i nie było już sposobu ucieczki, nie pozostawało nic do wyboru. Już dawno wiedział o tém, że teraz nie mógł pokładać nadziei w ocaleniu lub ucieczce, jeżeli się dostanie w ręce księcia — szatańsko zatém cieszyła go myśl, że ten razem z nim zginie! Liczył na to, że zapalenie i wysadzenie „Rekina“ udzieli się okrętowi Eberharda, i dla tego postanowił czekać ze zrzuceniem zapalonéj pochodni do składu prochowego poty, aż ścigający, o których sądził, że się nie domyślają, bo myślał że murzyn zabity, tuż przy nim będą.
Fursch nie truchlał jak bezradny baron, nie był także pijany jak Rudy Dzik, który stał na przodzie okrętu, i ochrypłym głosem wyśpiewywał łajdackie pieśni — był to spokojnie obliczający łotr, który z szatańsko błyszczącym okiem rzuca się na śmierć, skoro widzi, że już go nic nie ocali, on zaś swoich nieprzyjaciół pospołu z sobą zgubić może. Blada i chuda twarz jego z siwo-rudawą brodą przybrała okropny wyraz. Na ustach biegał dziki uśmiech, sam zaś ani drgnął, i zapalił pochodnię, któréj chciał użyć do spełnienia swojego straszliwego planu.