Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Widać, że i miss Brandon posiadała to spojrzenie, bo gdy rozkazująco wyciągnęła bezbronną rękę, nie spuściła z oka trzech lwów, które jak pieski pochlebiając się w proch przed nią zaległy.
Zgrozą przejmowała myśl, aby z nagła, w któremś z tych straszliwych zwierząt nie obudziło się przeświadczenie o sile i chęci mordu, aby które nie rzuciło się na bezbronną kobietę i jednym zamachem potężnéj łapy nie zniszczyło jéj — tylko jedna chwila, a odważna mogła się zmienić w zakrwawioną massę ciała.
Ale ta władczyni uśmiechała się tak spokojnie i bezpiecznie, jakby nieomylnie ufała władzy tajemnéj, którą miała nad królami zwierząt, — bawiła się z niemi, gniewała się swoim rozkazującym wzrokiem, jeżeli który lew choć na sekundę wzdragał się być posłusznym, siadała, jak na żyjącéj, kosztownéj, straszliwéj sofie — na grzbiecie jednego, a dwom drugim kazała stać obok siebie, bez ruchu, jakby były wykute z kamienia! Jéj piękna, w obcisłéj sukni tém wydatniejsza postać, ukazała się w całém malowniczém wykończeniu, gdy się całkiem na grzywiastą szyję lwa pochyliła, jakby jéj służył za łoże.
Nagle Leona powstała — szło, o wykonanie strasznego zakończającego effektu.
Wszystkich oczy w gorączkowém wzruszeniu śledziły jéj ruchy — gwizdnęła szpicrutą w powietrzu. Lwy mrucząc groźnie, poskoczyły — gwizdnięcia tego widocznie nie cierpiały, ostra druciana szpicruta widocznie ich drażniła!
Dzika Leona, pulchnie piękna miss Brandon, uśmiechała się, bo bezpieczna była, gdy te zwierzęta puszczy pokornie głowy przed nią do ziemi pochyliły.
Drażniła lwów, które z razu kurczyły się i czołgały, a późniéj straszliwie rycząc po klatce rzucały, — podżegała je i kłóła, aż wściekłe, do skoku wyprężone, na nią się zasadzały i błyszczące czerwono pałające oczy ku niéj czatując wymierzyły.