— Na mojém miejscu pozostaniesz Marcinie, masz do tego prawo! Ileż to razy stałeś w walce obok mnie!
— Dla tego wołałbym raczéj umrzeć z panem, panie Eberbardzie!
— Dobrze, mój przyjacielu, są to słowa, które od ciebie słyszeć przywykłem! Podaj mi rękę, stary wierny Marcinie! Ani okiem nie rusz — strzelą do nas, ale drugi raz nie będą mieli czasu strzelić.
Widok dwóch wyprostowanych ludzi stojących przy maszcie nieruchomie i służących za cel strzelbom nieprzyjaciół, sprawiał prawdziwie wzniosłe wrażenie. Był to olbrzymi dowód sprawiedliwości ich sprawy, odwagi i spokojności.
Hukły strzały na „Rekinie“...
Ale właśnie nieruchoma postawa dwóch ludzi, która obłąkała strzelających, czy też dreszcz śmiertelny, który ich przejął w stanowczéj chwili, sprawiły, że dwie wymierzone przeciw nim kule gwizdnęły obok nich, a okręt zbliżył się do „Rekina“ o jakie 50 kroków.
Eberhard postrzegł, że Fursch rzucił strzelbę i znowu chwycił za pochodnię — zdało mu się, że słyszy okropne przeklęctwo miotane przez Furscha, gdy się rzucił ku przedniéj części okrętu.
Nadeszła przerażająca chwila — miała nastąpić okropność, na „Rekinie“
biegano tam i napowrót! Majtkowie odrąbali sznury, które przytrzymywały małą łódź ratunkową, aby poznawszy grożące im niebezpieczeństwo, mogli się ocalić.
Baron pobiegł ku poręczy — chciał skoczyć w wodę — miał szkaradny wybór, śmierć w pośród ognia lub w zimnych falach wody. Tę ostatnią zapewne wołał, bo może spodziewał się, że chociaż pływać nieumiał, życie swoje ocali. Zgubne zamięszanie opanowało sześciu ludzi będących na „Rekinie.“
W téj chwili Eberhard, który tak dalece zachował żelazną spokojność, iż na jego twarzy nie drgnął ani
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1241
Ta strona została przepisana.