Wkrótce przebył drogę do St.-Cloud. Wysiadając z powozu, kazał stangretowi, aby kilka minut pod murem poczekał, bo go zabierze na powrót razem z towarzyszem, którego zaprosił do Paryża na salę Valentino, w któréj się odbywa bal maskowy, późno się zaczynający, a kończący nad ranem.
Poczém pośpieszył do zamku i poszedł do skrzydła w którém mieszkał Moro.
Mogło być około godziny dziesiątéj — większa część okien zamkowych była jeszcze oświetlona.
Sandok szybko wstąpił na znany nam flizowany korytarz i otworzył ostatnie jego drzwi po lewéj stronie.
W pokoju nie było nikogo. Moro zapewne miał jeszcze do czynienia w zamku. To było fatalnie, Sandok musiał czekać, choć go niecierpliwość dręczyła.
Na stoliku w pokoju paliła się świeca. Czekający zatém mógł dla przepędzenia czasu przypatrzyć się przestrzeni, w któréj mieszkał Moro.
Był to bardzo przyzwoity pokój. Wygodne łóżko, kilka stołków i stół oraz rzeźbiona szafa w nim się znajdowały. Na téj szafie jakby dla ozdoby stały dwie trupie głowy, dwie z wypadłemi oczami czaszki ludzkie. Moro zapewne je gdzieś wynalazł i tam ustawił.
Sandok, jak każdy czarny, lubował się w tych ozdobach — jest to czarnym wrodzone, że podzielają gust cudzy i téj zawisłości nie tracą, chociaż od dawna są z ojczyzny wyrwani. Sandok przypatrując się tym trupim głowom powziął dobrą myśl — uśmiechnął się i wziął obie czaszki w ręce. Były mocne i nieuszkodzone. Żółtawo białe części kości okropnie wyglądały przy jamach oczu, nosa i ust.
— Bardzo dobrze — bardzo dobrze, szeptał sobie ciągle Sandok: będzie wielka radość! Baron będzie drżał, a Sandok śmiał się!
Nakoniec Moro wszedł do pokoju — zdziwił go widok murzyna książęcego u siebie, powitał go zatém ze wszelkiemi oznakami wielkiéj radości.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1248
Ta strona została przepisana.