Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/125

Ta strona została przepisana.

W téj chwili okazała się cała niezmierna potęga spojrzenia.
Leona stała przed szalonemi bestyami i gnębiła je swoim wzrokiem, sama spokojna, jakby posiadała nieograniczoną władzę.
Lecz czy wielka pewność siebie, czy też nienasycona ambicya sprawiły, że oczy swoje odwróciwszy od zwierząt, skierowała na siedzącą bez tchu publiczność.
Nagle zbladła — zachwiała się — i wyciągnęła ręce, jakby ujrzała występujące przed sobą jakieś mamidło, jakiegoś upiora.
Wzrok jéj padł na Eberharda, mniemała, że widzi, straszliwe zjawisko jakiegoś ducha, bo o téj porze Eberhard powinien był już nie żyć.
Widok ten na chwilę pozbawił ją przytomności umysłu — a ta chwila wystarczła!
Przeraźliwy krzyk tysiąca głosów rozległ się po cyrku, — jeden lew, najsilniejszy, największy, korzystając z odwróconego wzroku i zblednięcia Leony, żywo poskoczył — i wysoko wyrzucił w górę piasek znajdujący się na dnie klatki.
Kobiety pozakrywały oczy, — mężczyźni wołali o pomoc. Każdy mniemał, że straszliwa kusicielka lada chwila zginie pod łapami krwi chciwego zwierzęcia.
Ale z areny ozwał się dziki śmiech, — królowa lwów stała nieuszkodzona, bo się szybko w tył cofnęła przed bestyą, która teraz przed nią korzyła się w prochu, i wszystko wyglądało, jakby to co się stało, było tylko umyślną, przerażającą sztuką!
Cyrk zabrzmiał nieskończoną radością, publiczność zapłaciła miss Brandon podziwieniem i oklaskami, któremi wynagradza się zaledwie królów i bohaterów!
To dopiero zadowoliło ambitną duszę Leony, — radowała ją potęga, jaką wywierała, i hołd jéj przyniesiony!
Wyszła z klatki tak pewna i uśmiechająca się, jakby wychodziła z buduaru — wzrokiem szybko szukała Eber-