Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1250

Ta strona została przepisana.

musiał być ten drugi co uszedł śmierci, bo trzéj majtkowie zostali zabici!
— O, przeklęty Fursch uciekł! zgrzytnął Moro.
— Dokąd — Sandok nie wie! Ale baron wrócił do swojego pałacu i Sandok codzień szpiegował. Wtém wczoraj wieczorem baron wyszedł z pałacu podczas deszczu na bulwary — wieczorem wiele dziewcząt na bulwarach.
— Sandok ścigał barona?
— Zawsze tuż za baronem! Ładne dziewczęta podczas deszczu — podniesione suknie — baron biegał za białemi pończochami i małemi nóżkami. Sandok wszystko widział!
— Dla białych pończoch baron na bulwarach? śmiał się Moro; chciał widzieć piękne nóżki i zamoczył swoje własne!
— Brawo, brawo! śmiał się Sandok: nakoniec znalazł ładną dziewczynę! Nie była bardzo młoda, ale pięknie zbudowana. Powiedziała baronowi... dzisiaj w wieczór w sali Valentino jak Turczynka... Baron chciał iść!
— Znajdzie dziewczynę i nie pójdzie z Sandokiem i Morem!
— Baron musi tu do anioła do pokoju i tu musi umrzeć, gwałtownie zgrzytnął Sandok; wszystko pójdzie — podstępem albo gwałtem! Teraz znowu wpadnie w ręce złego nieprzyjaciela, Sandok ostrożny i...
Zamiast zakończyć murzyn księcia wydobył z pod płaszcza sztylet, i tak go gwałtownie ścisnął w nerwistéj pięści, że z tego ruchu sądzić można było, iż zamierzył położyć koniec życiu barona.
Moro pochwycił płaszcz i kapelusz i ruszył prędko za śpieszącym się Sandokiem, zagasiwszy światło.
Za kilka minut dwaj czarni byli w powozie, który ich prędko dostawił na ulice Paryża i wysadził przed salą Valentino.
Sandok zalecił stangretowi, aby przy najbliższym rogu czekał póty, aż trzy osoby wsiądą do jego powozu