bronić chciały, był w stanie, jak to już nieraz uczynił, gwałtem zmusić je do uległości. Zręcznych planów i dobrych doświadczeń, zdecydowanych i milczących sług nie brakło mu nigdy, a wszelkich tłómaczeń umiał się zawsze wybornie wystrzegać.
Wtém postrzegł nagle, że Franciszka nieco się ku niemu zwróciła i zdało mu się iż postrzegł ruch podobny do skinienia. Szedł więc za dwiema Turczynkami do wyjścia i na drodze zbliżył się do nich.
— Baron chce nas odprowadzić do domu! posłyszał jak powiedziano.
— Jeżeli bierzesz na siebie odpowiedzialność? niby odpowiedziała Babetta.
— Już późna noc, rzekł z cicha, tuż idąc obok Turczynek śpieszących do rogu ulicy, przy którym zatrzymał się ekwipaż: pozwólcie, abym was wziął pod opiekę!
— Pod jednym warunkiem, poszepnęła Franciszka, że w drodze pan nie wymówisz ani słowa i uczynisz wszystko co panu powiem!
— Przysięgam ci to — o ja jestem posłuszny!
„Jesteś w pułapce, tryumfując pomyślał sobie Sandok: jak drży ten niegodziwy!“
Moro wsiadł do powozu.
Nie zapominaj pan o stangrecie! poszepnął Sandok i także wsiadł.
Według umowy stangret dostał sakiewkę i krótki rozkaz:
— Napowrót do St.-Cloud.
Na konie było cokolwiek za ciężko, ale u takich ludzi otrzymany pieniądz usuwa podobne uwagi. Gdy więc von Schlewe usiadł na przodzie, powóz ruszył po ciemnych ulicach drogą do St. Cloud.
Baron tak usiadł, że był naprzeciw mniemanéj Franciszki. W powozie było dosyć ciemno. Gdy Sandok poczuł członki Schlewego w drażliwie ścisłém zetknięciu ze swojemi, brała go chęć, już w ciągu jazdy położyć
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1257
Ta strona została przepisana.