harda, który teraz stał w królewskiéj loży — bo jeszcze raz przekonać się musiała, czy to rzeczywiście on!
Poczém dziękując ukłoniła się i zeszła ze sceny.
Ożywienie i oklaski publiczności nie miały końca; po tak świetném rozproszeniu niemego przerażenia, straszliwie wzburzone umysły, wyszumieć musiały!
Lecz ktoby widział Leonę, gdy powróciwszy do swojego mieszkania drżała z nienawiści i chęci zemsty — gdyby widział jéj ponuro świecące oczy, jéj drżące usta, gdy wymawiała słowa: „on żyje!“ — ten byłby znowu oniemiał przelękniony, już nie widokiem dzikich zwierząt, ale groznéj, straszliwéj żeńskiéj postaci!
Dwór powstał także i schodził na dół do swoich powozów.
Król przemówił kilka łaskawych słów do księżniczki B. — a królowa wychodząc z loży rozmawiała nieco z Eberhardem.
Gdy zeszli do portyku, a powozy zajechały, król pożegnał otaczających i szybko wespół z królową wsiadł do swojego galowego ekwipażu.
Książę poprowadził córkę do swojego, zbliżyli się do miejsca, w którém stał Eberhard — książę skłonił mu się na pożegnanie, ale jego dumna córka postanowiła uniknąć pożegnania!
Lecz gdy spojrzała, spostrzegła tuż przed sobą hrabiego de Monte Vero w całéj jego imponującéj postaci, z piękną twarzą i głęboko duszę przenikającym wzrokiem.
Młoda księżniczka Aleksandra mimowoli pożegnać go musiała, jak się żegna królowa, — musiała, bonie mogła inaczéj, a stało się tak szybko, iż nawet namyślać się nie miała czasu.
Ojciec pomógł jéj wsiąść do powozu. Murzyn Sandok stał przy drzwiczkach powozu hrabiego de Monte Vero.
Na najbliższéj ulicy powoź Eberharda, zaprzężony w cztery karę konie, przeleciał obok powozu księcia!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/126
Ta strona została przepisana.