Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1260

Ta strona została przepisana.

Baron przyglądał się pokojowi. Widział zamknięte okna i firankami zasłonione drzwi balkonu, widział sprężyste, wabiące jedwabne poduszki łóżka pod bujającymi uśmiechającym się aniołem, utrzymującym kotarę — a wszystko przy przycmioném świetle lampy wydawało się jeszcze wonniejsze, jeszcze ułudniejsze.
Sandok dał znak baronowi, aby dla wypoczynku położył się na miękkich poduszkach — ten chciał pochwycić maskę i przyciągnąć do siebie, ale mu się wymknęła, radował się oglądaniem tych części jéj członków, które odkryć zdołał.
Moro wyszedł z pokoju — Sandokowi udało się zręcznemi ruchami, odurzonego pustaka umieścić na poduszkach — ukląkł przy nim i wskazał powabnie uśmiechającego się anioła, który się nad baronem unosił i wywierał na nim wrażenie.
Wtém Moro wsunął się do pokoju — coś niepostrzeżenie położył na kobiercu, tak, że leżący tego spostrzedz nie mógł — potém rozpoczął z Sandokiem jakiś dziki, rozpustny taniec po białym kobiercu pokoju, który przygłuszał stąpanie — kręcili się w koło, gwałtownie, zręcznie.
Taniec ten odznaczał się jakąś dziką, pałającą cechą Południa i Wschodu — raz członki ich dotykały poduszek, na których baron niby sułtan spoczywał i nie mógł się napatrzyć temu widokowi, aby potém w chwili najwyższego rozdrażnienia wychylić kielich rozkoszy; to znowu kręciły się szybkim wirem w ułudnych pozach po głębi niepewnie oświetlonego pokoju.
Dobrze odgrywali swoją rolę. I w nich zatliło się coś nakształt żaru dalekiéj ich ojczyzny. Ruchy ich podobnie jak wszystkich murzynów, były obok swojéj dzikości tak miękkie, tak zwinne w zwrotach, że nawet oszukały spoczywającego rozkosznika, którego zmysły coraz się bardziéj rozpalały i jak w czuwającém marzeniu używały chwilowéj rozkoszy, podobnie temu, kto się przez opium upoił lub zażył haszyszu.