Oczy Sandoka jak oczy tygrysa wpatrywały się w stan jego ofiary — spojrzenia odurzonego jeszcze zawsze spoczywały na tańczących członkach masek — twarz jego pałała — żyły wzbierały — krew strasznie uderzała — stękał namiętnie rozpalony, zamierzał wyskoczyć i zaspokoić chuć swoją do szaleństwa posuniętą — oczy przewracał — musiał zebrać wszystkie siły, aby się podnieść z poduszek i pochwycić którąś z masek.
Lecz Sandok uchylił się i podniósł coś z podłogi — Moro uczynił to samo — były to przedmioty, które po przednio przyniósł — w jednéj chwili welony fałdziste opadły na ramiona, a z pomiędzy nich wychyliły się trupie głowy z ciał tańcujących masek i zbliżyły się do przerażonego rozkosznika.
Na tak nagły widok wyraz szaleństwa dziko zmienił twarz Schlewego — śmierć zaśmiała się do niego z ciał tańcujących masek... obłąkane, niezaspokojoną żądzą pałające zmysły odmówiły mu nagle posługi, jakby się zerwała struna nad siły wyprężona.
Ofiara swoich ofiar, łup szalonéj chuci upadł znowu na poduszki... jego oczy jak koła kręciły się w głowie — członki okropnie drgały — biała piana wystąpiła na usta...
Moro szybkim ruchem zagasił lampę.
— Anioł dusiciel dopełni swojego obowiązku! rzekł, i wyszedł razem z Sandokiem szybko z pokoju śmierci, bo zatrute jego powietrze i na nich już działać zaczęło i dech im wstrzymywało.
Czaszki zanieśli znowu na swoje miejsca. Moro pożyczył czarnemu bratu nieco swojéj odzieży, i wkrótce na dwóch murzynach nie było ani śladu tego co się stało.
Blizko w godzinę potém weszli ze świecą w ręku do pokoju anioła i przystąpili; do jedwabnych poduszek, na których leżał ukarany.
Przedstawiał okropny widok — walkę, jaką stoczył ze śmiercią, znać było nietylko na jego pokurczonych
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1261
Ta strona została przepisana.