jakie wiodły, w prostotę ich zachowania się, która jednak miała w sobie tyle piękności i wdzięku!
Józefina wyrosła na pysznie rozwijającą się dziewczynkę, tych samych czarownych rysów, które niegdyś stanowiły piękność jéj matki, a dzisiaj jeszcze takim cieniem wybijały się na twarzy Małgorzaty, mimo wszelkie przebyte jéj cierpienia.
Ale obok tych rysów dobroci serca i niewinności, milutka twarz Józefiny otrzymała jakby tajemniczo wypisane wspomnienie Waldemera. Małgorzata, gdy jéj córka śpiąc na poduszkach spoczywała, często czytała te cudne oznaki, i wtedy przypominał się jéj duszy obraz księcia — obraz ukochanego, do którego wiecznie należała, chociaż na zawsze była z nim rozłączona.
Wtedy pochylała się chętnie ku téj drogiéj pamiątce swojéj miłości, a usta jéj wyciskały pocałunek na zarumienionych snem policzkach Józefiny, niedomyślającéj się, że matka czuwa we łzach przy jéj łóżku.
— Czy cię kiedy jeszcze obaczę? szeptały wtedy usta Małgorzaty — czy będziesz kiedy w stanie dotrzymać twojéj przysięgi, mój Waldemarze? Czego nikt, czego nawet mój ojciec nie domyśla się, to w téj cichéj godzinie wymówić mogę, niesłyszana przez nikogo, tylko przez twoją duszę, która unosi się w koło mnie, bo mnie kochasz. Bez ciebie nie ma dla mnie szczęścia na téj ziemi! Bez ciebie usycham, niepocieszona, mimo wszelkie bogactwa i przepych, opuszczona nawet w pałacu mojego ojca!
Odkąd wiem, że kochasz mnie, że twoja miłość wiecznie do mnie należy, jedną tylko zasyłam do Boga modlitwę, aby mi zesłał ciebie — aby nas połączył! Jeżeli mi to na ziemi odmówione, to choćby tam po nad gwiazdami; gdzie się wszyscy znowu obaczyć mamy!
Takie to najserdeczniejsze słowa wymawiała Małgorzata, wśród cichéj nocy siedząc przy łóżku Józefiny.
Eberhard domyślał się takiéj modlitwy — widział skrytą boleść, wyrytą na obliczu córki — ale przezwy-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1287
Ta strona została przepisana.