Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1288

Ta strona została przepisana.

ciężył się i milczał. Powiedział księciu ostatnie słowo i w żaden sposób nie mógł spodziewać się szczęścia dla Małgorzaty.
Gdy wszedł do jéj pokojów, zastał u niéj i u Józefiny, młodego, bardzo mu miłego hrabiego Ramira de Teba, który przybył na pożegnanie. Obowiązki powoływały go napowrót do Madrytu, ale nie mógł wyjechać z Paryża bez odwiedzenia jeszcze raz pałacu księcia de Monte-Vero i bez widzenia jeszcze Józefiny i jéj matki, które obie wywarły tak trwałe wrażenie na jego duszy czułéj na wszystko piękne i szlachetne.
Dowiedział się od Eberharda i kobiet, że pałac przy ulicy Rivoli wkrótce opustoszeje, bo wszyscy wyglądali dnia, w którym udadzą się w podróż do Monte-Vero, a dzień ten już niedaleki.
— A więc niech mi wolno będze, rzekł młody don, do Eberharda, odwiedzić pana kiedyś w jego dalekim raju! Sądzę, że powietrze powiewające w pobliżu pana będzie dla mnie silnym magnesem. Nie mniéj pociągać mnie będzie życzenie obcowania ze szlachetnemi donnami, które pałac pański zdobią, mówił daléj don Ramiro; chociaż byłem w nim obcy, wszystko mi jednak tutaj tak sympatyzowało, że drogo cenić będę chwilę, która mnie do państwa sprowadzi!
Spojrzenia Józefiny niedostrzeżone przez nikogo z upodobaniem zawisły na ustach młodego, hiszpańskiego oficera — widziała, że żegnał się i że nie ulęknie się takiéj podróży do Monte-Vero, byle tylko ujrzał się w ich kółku — czuła także mimowolnie, że te słowa pochodzą z jego duszy i że je urzeczywistni.
— Będziesz pan przyjęty z otwartemi ramionami, mości hrabio, powiedział Eberhard, i spodziewam się, że moje posiadłości podobają się panu!
— A zatém do widzenia! rzekł don Ramiro żegnając Eberharda i Małgorzatę.
— I czyż nie podasz panu hrabiemu ręki na pożegnanie, Józefino? spytała ostatnia.