— Bardzo chętnie! Do widzenia! wyrzekła zarumieniona dziewczynka, i położyła drobną, delikatną rączkę na ręku Ramira, który ją do ust poniósł.
Książę przypatrywał się téj scenie ze szczególném przeczuciem — potém odprowadził młodego hrabiego de Teba aż do werandy.
Po obiedzie Małgorzata udała się do pałacowego treibhauzu, który się rozciągał tuż obok pałacu i w niepogodnych dniach zieloném liściem i bujnemi klombami nastręczał przyjemne miejsce pobytu.
Eberhard, jak się zdawało, miał jakąś ważną rozmowę z Marcinem, a Józefina poszła do swojego pokoju, gdzie zajęła się malarstwem, swojém ulubioném zatrudnieniem.
W przejściach treibhauzu panowała głęboka cisza. Kwiaty rozsiewały zapach, a palmy rzucały głęboki cień na spoczywającą Małgorzatę, która chciała zasnąć na jednéj z wygodnych ławek w altanie. Ani jeden listek nie poruszał się — nic nie naruszało kościelnéj tam spokojności — żadne tchnienie wiatru nie poruszało gałęzi drzew i krzaków — pachnący przewiew powietrza napełniał przestrzeń.
Ramiona Małgorzaty opadły — oczy zamknęły się — zaległa uśpiona na miękkiéj ogrodowéj ławce, łono jéj wznosiło się i opadało regularnie — jaśniejąca pięknością, objęta prostą obcisłą suknią, przedstawiała w téj chwili zachwycający obraz najdoskonalszéj żeńskiéj postaci — uśmiechała się — marzyła o Waldemarze. Może przychodził ją nazwać swoją, i nigdy się już z nią nie rozłączać.
Wtém nagle zadrgał jakiś bolesny rys na obliczu śpiącéj — we śnie zadano jéj pytanie, jakiego w taki sposób nigdy jeszcze sobie nie czyniła. Znała swojego ojca — Bóg dozwolił jéj znaleźć go, i w modlitwach swoich dziękowała mu za to.
Lecz gdzież była jéj matka? Jakiż straszliwy los nie dopuścił jéj widzieć i kochać téj, która jéj życie dała?
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1289
Ta strona została przepisana.