— Nie bój się, było słychać. Ścigałaś mój cień — przychodzę pożegnać cię! Ja twoja matka!
Małgorzata przebudziła się — patrzała osłupiałe w otaczający ją zielonawy blask treibhauzu — ale przed sobą widziała postać, którą we śnie spostrzegła — rzeczywistość stanęła jéj znowu przed oczami — przecięż czuwała, widziała i słyszała wszystko, co się działo.
— Coś mnie ciągnęło do ciebie, słyszała Małgorzata jak mówiła jéj matka — dla ciebie przestąpiłam ten próg! Nadeszła ostatnia godzina, moja duma upokorzona, siły moje złamane. Gdy jedném okiem widzę ciebie i przy tobie czuwam, drugiém postrzegam już wieczność, otwierającą swoje wrota — pałający ogień wygląda przez nie ku mnie — płomienie groźnie ku mnie buchają — słyszę szum burzy i huk piorunu — chciałabym uciekać, ale za każdym krokiem zbliżam się ku otchłani — ciała szydzących szatanów powstają z przepaści i wyciągają do mnie chciwe polipie ramiona... tam są wszyscy obrzydliwcy! Patrz, tam rozkosz z pełnemi piersiami i pożerającym wzrokiem... tam chciwość z kościstemi palcami — tam łakomstwo — pycha — nienawiść i gniew — śmieją się, bo widzą, że przybywa im nowa ofiara... Ratuj mnie — ratuj... jestem twoja matka!
Małgorzata powstała — czuła, że czuwa, że sen już przeminął — że żyje ta, która drżące ręce ku niéj wyciąga jakby w téj godzinie szukała ucieczki w jéj sercu.
Szklane drzwi treibhauzu były otwarte.
Leona w szaleństwie śmiertelnéj walki szukała i znalazła drogę do swojego dziecka.
Matka to wyciągała ramiona. Jéj widok, jakkolwiek okropny, przywołał Małgorzatę do przytomności. Wewnętrzny głos powiadał jéj, że straszliwie cierpiąca, która wytrzymała wszystkie męczarnie piekła, była jéj matką, nie mogącą umrzeć bez otrzymania od niéj przebaczenia... poskoczyła więc bez bojaźni i zgrozy — roz-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1291
Ta strona została przepisana.