i niejeden spojrzał nań niedowierzająco, gdy przechodził obok obecnych, do pokoju oczekujących.
Ale on śmiał się-z tego w cichości, nie biorąc nikomu za złe jego obawy — bo, wiedział dobrze iż w jego rassie jest wielu takich, którzy przy właściwéj sposobności lubią jak kruki wzbogacać się cudzą własnością.
Gdy się zbliżał przez korytarz do sali oczekujących, w któréj popieścić się mogły tysiące osób, nim do niéj wszedł, zachował tę ostrożność, że przez okno we drzwiach niepostrzeżenie zajrzał do środka. Skłonił go do tego uderzający ton głosu.
Przy niezliczonych stołach siedzieli oczekujący na odejście pociągu, jedli przekąski lub popijali wino. Inni pozajmowali krzesła i ławki stojące pod ścianami, a większa część stała lub przechadzała się pomiędzy żelaznemi filarami, dźwigającemi tę ogromną przestrzeń.
Przejrzeć zamęt, i wynaleźć w nim jedną osobę, trudnié jest niż się zdaje. Ale bystre oko Sandoka szybko przebiegło po twarzach i przyjrzało się postaciom podróżnych. Dostrzegł pomiędzy przechadzającymi się kilku tajemnych policyantów, którzy podobnie jak on przypatrywali się obecnym i ich postępowaniu. Gdyby pomiędzy nimi dostrzegli byli albo przynajmniéj domyślali się tak długo poszukiwanego Furscha, nie byliby tak swobodnie przechadzali się tu i owdzie wypróżniając podaną szklankę, w ogóle ukazując jak najlepszy humor.
Ta spokojność i bezpieczeństwo urzędników nie wprowadziło w błąd, ani powstrzymywało jego uwag — przywykł wierzyć tylko własnym zmysłom. Chciał przedewszystkiém przekonać się na pewno do kogo należał ów głos, którzy go niedawno tak szczególnie wzruszył.
Wtém nagle zwrócił na siebie jego uwagę człowiek, który stojąc tyłem zwrócony do niego i do urzędnika, uderzająco wiele miał do czynienia z pledem, z wełnianéj chustki, jakie zwykle noszą studenci.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1299
Ta strona została przepisana.